Dzis, Irenka, wracajac ze szkoly, zastosowala dwa wykwintne triki i wrzucila mnie na gleboka wode praktyk unikania gniewu, nieokazywania rozczarowania i szukania dobra w kazdej sytuacji:
Spojrz mamo, jaka mam ladna nowa fryzure* ! Podoba Ci sie ? To zebym ladnie wygladala na twoje urodziny no i na Swieta.
A poza tym dzis jest rozdanie ocen z trymestru. Oceny sa do kitu, a nawet gorsze niz sie spodziewalam, ale przeciez to bylo juz wiadome od kilku tygodni, wiec chyba sie nie bedziesz gniewac prawda ? Poprawie sie w przyszlym trymestrze, obiecuje…
*znow bez mojej wiedzy jej macocha poszla z nia do fryzjera i obciela jej wlosy. Czy pisalam juz, ze od lat nie bylam z moim dzieckiem u fryzjera ? Co troche odrosna jej wlosy i kiedy moge nareszcie myslec o wspolnej, babskiej wizycie w salonie, bah, za pozno…
Emocje zalewaja mnie jak woda w Ice Bucket Challange. Biore ja w moje ramiona, gardlo scisniete, symuluje usmiech w glosie i mowie :”jasne kochanie, wiem, ze sie postarasz”…
A pozniej dociera do mnie, ze przynajmniej moja corka (ktorej jest slicznie w nowej fryzurze), uczy sie trudnej sztuki przekazywania nieciekawych informacji a przy intensywnosci i czestotliwosci stazy w ktore mnie wciaga, bedzie ekspertem zanim napisze mature.