Witaj szkoło, do widzenia letnie ciuszki. To zupełnie nieminimalistycznie, ale dwa razy do roku przeglądam zawartość mojej szafy, pozbywam się zniszczonych ubrań, reperuję te, ktore się da, chowam te, z którymi zobaczę się już wiosną.
Daleko mi dziś do projektu 333, ale przynajmniej wiem co mam, czego mi nie trzeba (łatwiej wówczas nie wrócić do domu z nowym, niepotrzebnym łaszkiem). Ciekawe co znajdzie się tu za dwa lata?
Ubrań sportowych mam sporo. 7 par spodni/spodenek/leginsow, 5 topów, 7 koszulek/bluzek, 2 kurtki do biegania.
Bielizna? 5 kompletów. Plus kilka specjalnych części bielizny (do sportu i na kobiecy czas).
Na noc mam 5 rożnych łaszków, zależy na co mam ochotę:-)
Na codzień noszę się bezstylowo, bezkolorowo, możliwe nawet że wkomponowuję się w miejskie szarości. Trzy spódnice, trzy pary spodni, 5 bluzek, czarnych, z rękawami o rożnej długości i rożnym kształcie dekoltu. Tezy bluzy z kapturem, kurtka, marynarka, jeden ciepły sweter.
Lubię tę sukienkę, w połączeniu z wełnianymi skarpetami, mogę w niej przemknąć przez ulice niezauważona, jakby w kapie niewidzialności
Wiem, panie Maleńczuk, mogłabym ubierać się w kolory.
No, ale tak lubię. Zainspirowała mnie kobieta, Matilda Kahl, ktora kupiła sobie kilka sztuk tych samych ubrań, by nie tracić czasu i energii na decyzje w sprawie niby błahej – a ważnej – jak wyglądać w pracy? Rozwiązałam ten dylemat po swojemu. Mam 7 sukienek, ktore mogę nosić przez cały rok do pracy. Kupuję nową (w sensie nową w ulubionym second handzie) kiedy jedna nie nadaje się już do niczego.
Dziś moja szafa to 4 szuflady (jedna to ubrania sportowe, bielizna nocna i część sukienek, druga to ubrania “po pracy”, trzecia i czwarta to bielizna, skarpety, pończochy itp,) plus kilka wieszaków.
Całość wyglada wciąż jak na zdjeciu sprzed roku...
Dobrze mi z tym, że mam co na siebie założyć. Łatwiej mi się też dba o to co posiadam. Czy potrzebuję koloru?
Hm, mam czerwone okulary i piękną jedwabną apaszkę wściekle niebiesko zieloną. Wystarczy 🙂
A wasze szafy?