Pozbieram się po tym szalonym tygodniu i napiszę o rozrywkach Las Vegas – bo tym razem doświadczyłam tego miasta w sposób “filmowy” – kolacja w uroczej restauracji, spektakl Cirque de Soleil, kluby nocne z prawdziwego zdarzenia…
Na początek : The Venetian.
Venetian, ten hotel-casino zrobil na mnie naprawdę niesamowite wrażenie. Liczy sobie ponad 4000 pokoi hotelowych, a jego luksusowa “dobudówka”, Palazzo, ponad 3000 ! Oczywiście, dysponujac 7000 pokoi hotelowych (jeden z najwiekszych hoteli na świecie !) posiada własne centrum konferencyjne. Największe wrażenierobią oczywiście weneckie kanały i gondolierzy śpiewajacy turystom prawdziwe arie!
To oczywiście W hotelu, pod dachem…
Mieści się tam aż 16 restauracji, my wybraliśmy Mercato Della Pescheria. Na San Pellegrino skończyło się porównanie z Europa i włoska kuchnia, ale przecież nie dla smaku tu przyszliśmy, ale by posiedzieć na Placu św.Marka w środku amerykańskiej pustyni.
Cirque du Soleil i show “ô”
Byliśmy na niesamowitym show (bo przedstawieniem się tego nie da nazwać) Cyrku Słońca, czyli Cirque du Soleil, pod tytulem “ô”.
Tytuł puszcza “ôczko” francuskiemu słowu “eau”, “woda”. Cyrk ten, w którym nie występują zwierzęta, ma rownolegle kilka przedstawien rozsianych po całym świecie. Jednak “ô” można zobaczyć tylko w Las Vegas, w hotelu Bellagio, a to dlatego, ze wybudowano, na potrzeby spektaklu specjalny basen, do którego z wysokości prawie 20 metrów skacza – czasem – mistrzowie olimpijscy ! Spektakl składa sie z 11 mini-przedstwawień i powiem Wam (brzydko), że kiedy otworzyła mi się, zupełnie niechcąco, buzia, gdy “podniosła się kurtyna”
tak nie zamknęła mi się do ostatniego aktu. W tak zwanym międzyczasie wyrwało mi się z piersi nie raz i nie dwa “ACH!”.
Nightlife – Marquee i The Cosmopolitan
Większość targów organizuje, rownolegle do dziennych spotkań na hali wystawy, imprezy wieczorne. Mieliśmy szczęście załapać się do Marquee w hotelu the Cosmopolitan. Wiecie, ostatnie miesiące ryczącej trzydziestki, nie chadzam regularnie po klubach nocnych, dlatego stanie w długaśnej kolejce, bycie sprawdzona przez pięciu ochroniarzy, ostemplowana dwukrotnie przed wejściem do sali nie zdarza mi sie na codzień. No ale kiedy już znalazłam się w środku, trudno było mnie wyprowadzić:)
No i moje wrażenia z targów. Na NAB, czyli National Association of Broadcasters przyjechało około 140 tysięcy ludzi. Było to pierwsze w moim życiu tak ogromne show.
Pomijając fakt, że ten rynek jest dla mnie wciąż nowy – weź człowieku znajdź potencjalnego klienta w takim tłumie!
Na codzień nie po drodze mi z telewizją, nie oglądam, nie znam celebrytów i VIP-ów, i powiedzmy szczerze, wszystkich ludzi traktuję z taką samą sympatią.
Po takim wprowadzeniu, przejdę do sedna. Bliskość LA sprawiła, że najczęściej słyszanym przeze mnie zdaniem było : “Google me, you will know who you talked to…”
I to jest chyba najciekawsze podsumowanie mijającego tygodnia. Poznałam masę bardzo ciekawych lub po prostu miłych ludzi, nasłuchałam się komplementów, wracam z to-do-listą pracy na wiele tygodni…
Bawiłam się świetnie… ale cieszę się, że wracam do domu, do męża, psa, bałaganu w mieszkaniu, fochów moich nastolatek, szykowania naszego polskiego wesela…
No i do Was, bo też troszkę się stęskniłam 🙂